wtorek, 25 marca 2014

Zapomniany kielich

Kielich ozdobny ręcznie malowany























Moi domownicy, a także znajomi doskonale wiedzą, że uwielbiam  ,,bazgrać” na wszystkim, więc często kupują mi różne przedmioty, abym mogła ,,poszaleć” z pędzlem. Ten duży kielich pomalowałam dużo wcześniej, zanim założyłam bloga, ale zapomniałam wstawić jego zdjęcia... Dzisiaj odnalazłam go przeglądając swoje ,,dzieła” . Oczywiście jest ręcznie malowany farbą akrylową i polakierowany. Miał mieć niby po trzy kwiatuszki na obydwu stronach, ale jak namalowałam trzy, to już końca nie było. Jak szaleć, to szaleć na całego, prawda?



Nieco inne ujęcie, ale za to kielich widoczny jest całości. lubię malować na dużych powierzchniach, bo przynajmniej zawsze można dodać jakiś upiększający element.

















Różowa szkatułka



Za oknem ponuro, a mnie znowu natchnęło na coś różowego. Chociaż nie tak do końca, bo praktycznie to zmieniłam tylko wygląd szkatułki, którą wcześniej pomalowałam na różowo. Wydawała mi się zbyt różowa, więc pomyślałam, że trochę czerni spowoduje, iż kwiatki będą na niej lepiej widoczne. Często tak miewam, że wracam do wcześniejszych prac, bo dochodzę do wniosku, że jeszcze można coś zmienić, wyostrzyć, podkreślić itp. I wydaje mi się, że teraz szkatułka wygląda ciekawiej. Oczywiście, to rzecz gustu...































Tak wyglądała wcześniej....



A tak wygląda obecnie. Dla lepszego zobrazowania, wrzuciłam kilka zdjęć






















niedziela, 23 marca 2014

Różowe pudełeczko




















Uwielbiam starocia. To pudełeczko, czy też skrzyneczkę dostałam od moje cioci. Zapewne ma już blisko sto lat, a może i więcej,  ale bardzo mi się podobało. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia, jak wyglądało w oryginalnej wersji, ale teraz już nie przywrócę jego pierwotnego wyglądu. Mogę je jedynie opisać, że było i oczywiście jest z drewna. Tyle, że wcześniej miało nieciekawy wygląd. Drewno ściemniało i gdyby spojrzał na to pierwszy lepszy człowiek, który nie gustuje w starociach - stwierdziłby na pewno, że jest to rupieć, który nadaje się jedynie do wyrzucenia. Jednakże ja przywiązuję ogromną wagę do rzeczy starych, a zwłaszcza, jeśli stanowią pamiątkę po kimś z rodziny – dlatego postanowiłam je odnowić. Być może dla kolekcjonerów antyków, byłoby ciekawsze w wersji naturalnej, ale doszłam do wniosku, że jego prostota raczej nikogo by nie zaciekawiła. A jeżeli, to już nie ma o czy mówić, bo zmieniłam jego wygląd. Najpierw pomalowałam go białą farbą akrylową, ale że coś tam prześwitywało, pomalowałam akrylowym różem. Następnie nakleiłam wycięte z serwetki kwiatuszki i polakierowałam. Pomimo, że nie jestem zwolenniczką tego koloru, pudełeczko stało się bardziej weselsze i teraz może służyć do wielu celów. Ale mam jeszcze trochę staroci, które pokaże po ,,renowacji''...

Na niebiesko



Moja sąsiadka gustuje w kolorze niebieskim. Poprosiła mnie o ozdobienie jej butelek. Miały fajne kształty, więc chętnie wzięłam się do pracy. Oczywiście butelki były jej własnością, ale czego nie robi się dla sąsiadki, prawda? Pozostała mi jeszcze jedna, ale z uwagi na nietypowy kształt musi poczekać na moją „wenę’’ Mam jednak nadzieję, że nie potrwa to długo...


















  
 


























W przypadku obydwu butelek, użyłam farb akrylowych, bo farb do szkła jeszcze nie posiadałam. I przyznam szczerze, że lubię nimi malować. Tyle, że po namalowaniu czegokolwiek, trzeba wszystko kilkakrotnie lakierować. Tak samo robiłam, w innych moich ręcznych malowankach. Najpierw farba akrylowa, a potem lakier. Do tej ostatniej, podłużnej, dołożyłam trochę złotego brokatu na środku kwiatków, a potem polakierowałam bezbarwnym lakierem.I to kilkakrotnie. Zdjęcia trochę nie udały się, ale co nieco jest widoczne.  








piątek, 14 marca 2014

Malowane pisanki



Trochę dziwnie brzmi ten tytuł, ale nic lepszego wymyślić nie potrafiłam. No, bo sam wyraz pisanki świadczy o tym, że to coś – czyli w tym przypadku jajka, powinny zawierać napisy. Więc nie rozumiem określenia pisanki... Ale mniejsza z tym. Moje pisanki są malowane. I to moją, własną ręką. Trochę nieudaczne, ale przecież trening czyni mistrza, więc od czegoś zacząć musiałam .
























Ten kogutek był pierwszym moim dziełem. Wygląda pokracznie, ale za to ma sympatyczny dziób. Pomimo, że mało koguci... Najważniejsze, że jest to kogut, a nie kura. Przynajmniej w/g mnie. A zaraz będą i jajka. I to prawdziwe, od prawdziwej kury. I ręcznie malowane. No i co? Gdyby nie kogut, zapewne nie byłoby ich...

pisanki recznie malowane jaja


















Ten pomiędzy sikorką a zającem to też kogut. Co prawda w lekkim  rozkroku, bo go trawka łaskotała ;) W ubiegłym roku wykonałam je jako pokaz swoich umiejętności dla pewnej pani, która tylko tym się zajmuje. Obie miałyśmy zamiar współpracować, ale ta pani stwierdziła, że jajka są nienaturalne. Jajka jakby nie patrzył były jak najbardziej naturalne, a że malowidła nie, no to co? I teraz pewnie maluje sama. Współczuję jej... Ale wcale nie żałuje, że były nienaturalne, bo gdybym miała malować je przez cały rok na okrągło, to zapewne musiałabym nosić okulary ze szkiełkami jak denka od butelek...

Jajka styropianowe ręcznie malowane























A to kilka moich "mazanek", reszta oczekuje na przypływ twórczej weny... Zabrakło mi jej chwilowo, bo moja Berenika najpierw kupiła mi osiem sztuk. Bardzo się ucieszyłam i ona też. Może nie tyle z jajek, co z tego, że ja się cieszyłam. No to dokupiła następną ósemkę, która właśnie czeka na malowanie. Ale, żeby było więcej radości i niespodzianek - przedwczoraj przyniosła mi chyba ze dwadzieścia jajek... Tyle, że  przepiórczych?! Ucieszyłam się, ale na drugi dzień spojrzałam na nie z przerażeniem, bo to takie maleństwa... Ale już opracowałyśmy na nie sposób. Lada dzień pokażę efekty. I malutkich i tych większych.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...